Babcia
weszła do domu, a my razem z nią,
rozmawialiśmy przy kawie czy zadzwonić do rodziców, ale babcia od razu
krzyknęła, że nie, po co mamy ich jeszcze bardziej martwić i tak wzięli na
siebie kredyty dziadków. Gdy już wypiliśmy to ruszyliśmy w poszukiwania Emy,
babcia z dziadkiem poszli do sądu, a ja zostałam w domu, w razie gdyby Emma
sama wróciła. Minęło 40 minut, a oni jeszcze nie wrócili, a dochodziła już 23.
Na wsi to już naprawdę jest ciemno, widać było tylko zapalone światła w
niektórych gospodarstwach. Zaczęłam się martwić nie dość, że Emma to teraz i
babcia i dziadek. „Ja chyba oszaleję” - mówiłam sobie w myślach.
Na
zewnątrz domu usłyszałam rżenie konia. Wyszłam, i zobaczyłam Louisa:
- Co
jest? Czego nie śpicie? - spytał
- Emma
zniknęła, a babcia i dziadek poszli jej szukać do sadu, ale i oni chyba
przepadli.
- A
kiedy poszli?
- Z godzinę temu i jeszcze nie wrócili.
-
Spokojnie, sad jest duży, więc trochę im to musi zejść. A poza tym tam jest
mała szopa, w której są potrzebne rzeczy na owoce z sadu. Może właśnie tam Emma
się schowała.
- Może,
ale mogła powiedzieć, że idzie do sadu.
-
Uspokój się, na pewno się znajdzie. - odparł Louis i przytulił mnie.
Z
odruchu też objęłam go i zaczęłam płakać.
[narracja 3 osobowa]
Louis
popatrzył na Lee, podniósł głowę z pomocą jej podbródka, przybliżył swoją twarz
do mojej i pocałował ją swoimi ustami, nie zrobiła z tego jakieś afery, nawet jej
się to spodobało, ale Louis przestał i odjechał na swoim koniu. Stała tak przez
chwilę, zapłakana nie wiedząc co robić dalej, więc udała się małej stajni, stanęła koło drzwi Salwy i zsunęła się plecami, aż
w końcu usiadła na zimnej ziemi. Koń zaczęła kopać w drzwi przez pierwsze 5
minut nie denerwowało jej to ale później nie mogła już tego wytrzymać.
Wrzasnęła do niej a ona natychmiast przestała. Lea wiedziała co robić, była
całkiem rozbita, sama z siebie wstała i weszła do jej boksu, zamykając bramkę
lekko za sobą. Oparła się o boczną ściankę i zsunęła się na siano. Salwa
patrzyła na nią dziwnie, po czym podeszła i pyskiem zaczęła przewijać w jej
włosach. Dziewczyna lekko się zaśmiała odgarniając pysk konia od swojej głowy,
ale znów przypomniało jej się o rodzinie, ukryła twarz w swoich dłoniach i
płakała. W głowie układało jej się setki myśli, setki scen ukazujących grozę, w
której znaleźli się jej najbliżsi. Lecz jedna była najokropniejsza, zdawało jej
się, że właśnie słyszy krzyk o pomoc swojej młodszej siostry, przeraźliwy krzyk
wypełniony błaganiem o pomoc oraz nieprzemijającym bólem. Sprawiło to, że
zaczęła jeszcze bardziej płakać, aż w końcu nie miała na to sił, padła na siano
nieprzytomna i tak spędziła tą noc w boksie Salwy. Dochodził dzień, a ona nadal
spała, a koń leżał koło niej ogrzewając ją co nieco. Niedługi czas później
pierwsze promienie słońca ją obudziły, zachowywała się dziwnie, jakby nie
wiedziała skąd tu się wzięła. Wstała otrzepała się z siana i słomy, kucnęła
jeszcze w poklepaniu konia dając mu do zrozumienia, że właśnie się obudziła,
natomiast Salwa popatrzyła na nią odchylając mocno głowę w jej stronę i po czym
sama zaczęła wstawać. Lea już ochłonęła po tym co wczoraj sobie wyobrażała,
wstawanie jej kochanego konia rozśmieszyło ją trochę po czy wyszła z jej boksu
i udała się do domu. Wychodząc z stajni zatrzymała się na chwilę podziwiając
słońce, które obudziło się wraz z nią i muskało jej twarz. Stała jeszcze tak
chwilkę i szła dalej. Nastawiła mały ekspres do kawy i poszła do łazienki
odświeżyć się trochę. Gdy już usłyszała mały sygnał oznaczający koniec zaparzania
cieczy, wróciła do pomieszczenia, wzięła kubek
z piciem i delektowała się każdym łykiem. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Poszła
to sprawdzić.
[a teraz już normalnie]
- Louis?
Co ty tu robisz? - spytałam
- Mam
dla ciebie super wiadomość! Twoja siostra i dziadkowie się znaleźli. - oznajmił
z okrzykiem radości
- Co?!
Gdzie są, a w ogóle to gdzie byli całą noc?
-
Zgubili się w sadzie w tych ciemnościach, próbowali znaleźć drogę ale strony świata im się pomyliły
i poszli kierunku lasu. Tam też się trochę zgubili, ale znaleźli drogę i mieli
ogromne szczęście, że akurat jechała pani sołtys i wzięła ich do naszej
przychodni na obserwacje.
- O mój
boże. Muszę tam jechać, zawieziesz mnie proszę?
- Ok,
tylko się pośpiesz bo ja muszę jeszcze konie wyprowadzić. - odpowiedział
- Dobra
tylko muszę się jeszcze przebrać, poczekaj tu i możesz wziąć kawę i potrzymaj
moją.
Po tych słowach wepchnęłam mu do rąk kubek z moją kawą i pobiegłam na
górę w celu przebrania się. Wzięłam pierwszą lepszą bluzkę oraz spodnie i w
mgnieniu oka przebrałam się, wzięłam malutką torebkę na klucze, telefon i jakąś
kasę. Zbiegłam na dół, Louis jeszcze pił moją kawę, bo zapewne nie chciało mu
się brać nowej.
- No
jestem gotowa.
- No
chodź. W garażu jest samochód twoich dziadków.
- A ty
skąd wiesz? - spytałam zdziwiona
-
Często go naprawiałem, ale teraz jest już całkiem dobry. No chodź już.
Wziął
mnie za rękę i pociągną za sobą do szopy. Otworzył drzwi i zobaczyliśmy okryty samochód pod białą narzutą. Loius
podszedł bliżej i jednym zamachem zdjął cały materiał. Moim oczom ukazał się
przepiękny samochód.
- Fajne
cudo no nie? - rzucił Lou
-
Fajne? Jest piękny.
- No
wiem, Cadillac De Ville z 1966
roku. Jak zwykle zadbany. - rzucił. Chwilę później podszedł do drzwi pasażera
otworzył je i powiedział:
-
Panienka pozwoli
- Louis
przestań, nie żyjemy w średniowieczu, ale dziękuję.
Wsiadłam,
a chłopak zamkną drzwi, obszedł samochód i wsiadł za kierownicę. Jechaliśmy w
ciszy przez 10 minut, co było troszeczkę krępujące. Czasem zerkaliśmy na
siebie, ale i tak nikt z nas się nie odezwał. Gdy już wreszcie dojechaliśmy
szybko wysiadłam i podbiegłam do recepcji.
- Dzień
dobry, przyszłam do dziadków i siostry.
-
Nazwisko - spytała recepcjonistka
- Linn
- Pokój
nr. 6. Na górze i pierwsze drzwi na prawo
-
Dziękuje
Nie
czekałam na Louisa, bez wahania pobiegłam do rodziny. Wchodząc zobaczyłam
babcie, podeszłam do niej i ją przytuliłam
-
Babciu, ale mi narobiliście stracha, tak się o was martwiłam.
- Kochana
uspokój się, nic mi i innym nie jest.
- Widzę
właśnie, ale tak się martwiłam - przytuliłam ją jeszcze bardziej.
Do
pokoju wszedł dziadek z Emmą. Popatrzyłam w ich stronę i przywitałam się
przytulając ich oboje. Usiedliśmy wszyscy na łóżkach i zaczęli mi opowiadać
całe wydarzenie jak to oni się zgubili.
- A nie
wzięliście telefonu?
-
Skleroza nie boli - odparł z uśmiechem dziadek
- A ty
Emma czego w ogóle tam poszłaś?
- Byłam
ciekawa, a po za tym było widno więc pomyślałam, że zdążę wrócić zanim zrobi
się już ciemno, ale zgubiłam drogę bo ta jest tyle drzew i wszystkie są takie same. Jak chcesz
możemy jutro też pójść, tylko tym razem z telefonem i mapą. Haha - odparła
- No
nie wiem, może się skuszę. A teraz chodź tu do mnie.
Emma
siadła mi na kolanach, czułam się jakbym jej od wieków nie widziała i mocno się
do niej przytuliłam.
- Ała,
udusisz mnie
- O,
przepraszam.
Nagle
do pokoju weszła pielęgniarka
-
Przyszłam zbadać temperaturę.
- Oh,
to ja pójdę coś kupić. Jakieś picie chcecie?
- Mi
kup sok. - powiedziała Emma
- A nam
tylko wodę - powiedział dziadek
Wyszłam
z pokoju i szukałam jakiegoś automatu, ale go nie znalazłam, więc udałam się do
jakiegoś pobliskiego sklepiku. Kupiłam rzeczy, które musiałam i wróciłam do
przychodni. Wchodząc była zupełna cisza i pustka. Usłyszałam jakąś rozmowę,
która dochodziła z pokoju dla personelu, drzwi były uchylone więc pomyślałam,
że wejdę i powiem o dziwnym zjawisku. Już miałam pukać gdy usłyszałam głos
Louisa, rozchyliłam drzwi, na szczęście nie skrzypiały, i zobaczyłam też
recepcjonistkę. Rozmawiali a ja ich podsłuchałam.
- Co ty
z nią tu robisz? - spytała
-
Przyjechałem z nią, chciałem jej tylko pomóc - odparł Louis
- Nie
rozumiesz, że ojciec ci coś zrobi jak z nią cię zobaczy?!
- Co z
tego, Sara...
-
Ciebie już całkiem na głowę powaliło? Ojciec chce zabrać ich ziemię, a ty
zadajesz się z jego dłużnikami? - spytała Sara
- Jak
chcesz to mu powiedz. Ja już mam dość ojca i wiem, że ty też tylko zgrywasz
twardą, a tak naprawdę to masz wszystkiego dość. - odpowiedział jej Louis.
Gdy to
usłyszałam, załamałam się, jego ojciec chce przejąć ziemie dziadków i on się ze
mną zadaje?! /O nie. Tak nie będzie/ pomyślałam. Kątem oka zobaczyłam, że
chłopak Idzie w stronę drzwi, po ciuchu wybiegłam z przychodni chwilkę
odczekałam i weszłam znów jakby nigdy nic.
- O
Lea, gdzie byłaś, szukałem Cię. - odparł
- W
sklepie po coś do picia, a co chciałeś?
-
Słuchaj ja muszę iść, tu masz kluczyki do samochodu. Jeśli jednak potrzebujesz
pomocy to zadzwoń do mnie - odpowiedział.
- Niby
jak mam zadzwonić, nie mam twojego telefonu i raczej nie będzie potrzebny.
- Gdyby jednak to twoja babcia albo dziadek gdzieś mają zapisany numer. Ja
lecę trzymaj się.
Podszedł
do mnie i pocałował w policzek. Niechętnie dałam mu się pocałować, bo gdyby
spytał co się stało chyba bym wybuchła. Popatrzyłam na ‘Sarę’, przyglądała mi
się. Dziwnie się poczułam więc poszłam do dziadków.
- Już
jestem. Przepraszam, że to trochę..
- Ciii,
Emma zasnęła, wypisali nas, ale musieliśmy poczekać na ciebie. - odparł dziadek
szeptem
-
Przepraszam, chodźmy do samochodu.
Babcia
i dziadek wzięli Emmę i szli z nią powoli tak, aby się nie obudziła. Ja
musiałam zejść trochę szybciej żeby odpalić samochód. Na szczęście dach był
odkryty więc włożenie Emmy na tylne siedzenia nie było trudne. Gdy babcia
usiadła z Em, a dziadek na siedzeniu pasażera, zaczęłam odpalać samochód. Udało
się, jednak słońce prażyło nas, więc zakryliśmy dach i przy tym Emmie też nie
raziło w oczy. Ruszyliśmy, tak samo spędziliśmy te 10 minut drogi w ciszy, ze
względu na moją siostrę. Gdy już dotarliśmy na podwóz, zatrzymałam się,
odkryłam dach i dziadek z babcią wyciągnęli Em i zanieśli ją do domu. Ja
jeszcze wsiadłam by schować samochód do szopy. Chwilę później weszłam do domu,
położyłam wodę, sok, i torbeczkę na półce. Chciałam sobie zrobić kawę, ale w
porę zauważyłam Louisa, który rozmawiał z dziadkiem, jednak oni chyba mnie nie
słyszeli. Przypomniało mi się co usłyszałam w przychodni. Stałam tak w progu
drzwi, gdy babcia poklepała mnie w ramię.
- Emma
w ogóle się nie obudziła. Napijesz się czegoś? - spytała
- Nie
dzięki, będę w stajni dobrze? - wycofałam się powoli do drzwi wejściowych
- Ok. -
odpowiedziała
Trzasnęłam
lekko drzwiami o udałam się do koni.
[Louis]
Po oddaniu Lei kluczy do samochodu i poszedłem do
siebie do domu, spotkałem tam mojego ojca Martina. Był czymś zezłoszczonym.
Chwilę później wszystko mi powiedział, a mianowicie…
------------------------------------------------------------------------
------------------------------------------------------------------------
Przepraszam,
że taki krótki, ale pisałam go w nocy koło 2 i tak za bardzo mi się nie chciało,
ale obiecuję poprawę. Za wszelakie błędy przepraszam, możliwe, że je
przeoczyłam.
Nie
wiem czy opłaca mi się robić jakiś konkurs…
Łał ;) naprawdę fajne opowiadania. Czekam na następny rozdział :). A moglabys powiedzieć na czym by polegał konkurs? Pozdro Emilka
OdpowiedzUsuńKonkurs polegał by na zrobieniu tła do bloga a nagroda była by własna wymyślona postać która będzie w 5/6 rozdziałach. Dzięki też za miły komentarz :)
UsuńMuszę przyznać ze bardzo dobre jest to opowiadania, tylko często są powtórzenia. Ale to pewnie mój wymysł bo za dużo uczę cię polskiego. Czekam z niecierpliwością do czwartku ;) Karolina
OdpowiedzUsuńno widzisz dobra z polskiego a sama popełniam błędy. Tam powinno pisać opowiadanie :P
UsuńDzięki za komentarz. A błędami się nie przejmuj każdy je popełnia ;)
UsuńBardzo ciekawy rozdział. Akurat jestem chora więc poczytam sobie. Ja od czasu do czasu słucham Tokio Hotel tak samo jak inne moje koleżanki. Polece im Twój blog. Czekam na kolejny rozdział bye Dominika
OdpowiedzUsuńDzięki. Trochę mi czytelników przybędzie ;)
Usuń