czwartek, 14 lutego 2013

Odc. 7 - Witaj Ranczo!

- Lea już gotowa? Musimy już wyruszać - krzyknęła mama z dołu
- Już schodzę!
Zapinając szybko walizkę i szukając ulubionych butów usłyszałam sinik od samochodu.
- Lea, proszę Cię, schodź już!
- Już, już.
Schodząc po schodach przypomniało mi się, że nie wzięłam aparatu. Wypuszczając walizki z rąk popędziłam na górę. Chwyciłam za aparat. Zbiegając na dół zauważyłam mamę podnoszącą z podłogi moją walizkę.
- Przepraszam, zapomniałam aparatu.
- Wzięłaś wszystko co potrzebne?
- Tak, już raczej tak.
- Na pewno? Żebyśmy się za 5 minut nie wracali.
- Już raczej wszystko.
- Telefon masz?
- Tak gdzieś w torbie.
- To idziemy.
Wsiadając do samochodu, myślałam nad czekającą mnie 4 godziny podróż, zrobiło mi się też smutno, bo Adel zostaje w Lipsku, mam nadzieję, że mama i tato będą dobrze się nią opiekować. Nie czekałam dłużej po wejściu do samochodu, od razu włożyłam słuchawki do uszu i tak spędziłam te 4 godziny słuchając wszystkich piosenek a od czasu do czasu lokalne radio. Gdy już dojechaliśmy do Moosburg, nareszcie mogłam wyprostować nogi, ale nie tylko dlatego, że podróż się skończyła tylko zobaczyłam moją babcie i dziadka.
- Babciu!
- Ooh Lea, jak się cieszę, że przyjechaliście, ooh Emma jak wyrosłaś. Tak dawno was nie widziałam, sporo się zmieniłyście. Ooohhhooo Lilian moja córka, ty też się sporo zmieniłaś. Schudłaś coś.
- Mamo nie przesadzaj, a tato gdzie?
- Ojciec jest w stajni
- Pójdę do niego - odparła mama
- Mark, mój syneczek, tak bardzo za wami tęskniłam, mam nadzieję, że zostaniecie tu na długo.
- Babciu zostajemy u ciebie na miesiąc, nie pamiętasz?
- No wiesz Lea w moim wieku to się zdarza.
*LILIAN[MAMA]*
- Cześ tato!
- Oo cześć córeczko, nie spodziewałem się was tak wcześnie.
- Wcześnie? Jest 15
- Co? To dopiero się wstało i już trzeba będzie iść spać. Haha
- Tato, ty to lubisz żartować, no chodźmy na obiad. Lea i Emma też są.
- Moje wnuczki? To chodźmy prędko!
Tato szedł szybciej niż ja, jednak to było bardzo urocze widzieć jak bardzo jest zżyty ze swoimi wnuczkami.
- Lea, Emma, no chodź cię uściskać starego zgreda!
- Dziadku, nie jesteś zgredem.
- Nie tak mocno, bo możesz mnie udusić
- Przepraszam, po prostu się cieszę, bo długo cię nie widziałam.
- A pamiętasz jak się gra?
- Tak, pamiętam.
- A kto to się chowa za Leą?
*Lea*
No niestety Emma się trochę bała, bo sporadycznie widywała ich od jej urodzenia więc nie za bardzo pamięta, chowała się za mną i wbijała swoje malutkie paznokietki w moje biodra.
- Emma bo mnie zabijesz tymi paznokciami.
- Przepraszam.
- Emma, chodź do dziadka, ja ci nic nie zrobię.
Podeszła, ale z wielką niepewnością, lecz po chwili chyba zrobiła się śmielsza i po prostu szła normalnie i go przytuliła. Albo dostała jakiegoś oświecenia albo nie wiem co.
- Dobra dziewczynki weźcie swoje torby i pokażę wam pokoje.
- Mamy oddzielne?
- Tak, nie są tak duże ale zmieścicie się z rzeczami.
Weszłyśmy po schodach, Emma dostała pokój tapetowany z kwiatami i jakimiś pszczółkami, biedronkami i czymś jeszcze.
- Nawet nie taki zły - powiedziała Emma
 Ja z babcią odwróciłyśmy do kolejnych drzwi na końcu korytarza, podeszłyśmy do nich.
- No Lea, a to jest twój - powiedziała otwierając drzwi
Ten pokój nie był ani za duży ani za mały, choć wydawać się by mogło że jest mniejszy
- No babciu jest ładny. Postarałaś się widzę.
- Wszystko dla moich kochanych wnuczek - odpowiedziała całując mnie w policzek
- A rodzice, w którym pokoju śpią??
- My nie zostajemy Lea - powiedział tato
- Co? Ale jak to przecież mieliśmy…
- Wiem, kochanie, ale musimy jakoś spłacić kredyt za dom, samochód i nowe meble, uwierz też chcieliśmy spędzić z wami czas, ale wiesz dobrze, że życie to nie bajka - odparła mama
- No, ale to jak wy nie zostajecie, to ja też - powiedziała Emma składając ręce.
- Króliczku będziemy się starali przyjeżdżać w każdy weekend. Nie Mart się. No daj buziaka tatusiowi.
- Obiecujesz? - odparła Emma, gdy tato brał ją na ręce
- Ah, obiecuje, księżniczko *CMOK*
- Mamo ty też - spytałam tuląc ją
- No pewnie. A co ty płaczesz?
- Nie, tylko coś mi do oka wpadło.
- Oczywiście. No to do zobaczenia za tydzień córeczki.
Pożegnali się jeszcze z dziadkami wsiedli w auto i pojechali.
- No dobra dziewczynki, to co chcecie robić? - spytał dziadzio
- No ja jak na razie chcę się wypakować i coś zjeść, bo zgłodniałam
- I ja też, a potem może wam pomogę - odparła Em
- Dobrze, to ja wam coś ugotuję. Zejdźcie na obiad gdzieś za godzinkę Wytrzymacie tyle? - spytała babcia
- Ja tak i już mówię że idę się wypakowywać.
Po czym weszłam na górę do swojego pokoiku. Tak jak wcześniej mówiłam wydawał się mniejszy od pokoju Emmy, ale tylko przez to, że miałam duże łóżko i niewielką komodę. Zaczęłam wyjmować swoje rzeczy. Moje bluzki i spodnie powędrowały do pierwszej szuflady, skarpetki do drugiej, a bielizna do ostatniej na samym dole. Wyjmowanie tych rzeczy z torby i układanie je do każdej przegródki zajęło mi to 45 minut. Jeszcze zostało mi 15 minut do obiadu, więc wyszłam przed dom by zobaczyć co wokół niego się znajduje. Naprzeciwko wejścia i podjazdu zarazem było pusto, jezdnia i drzewa. Po prawej mały sad z jabłoniami, po lewej mała stodoła, obora, kurnik, chlewik i stajnia. Z tyłu zaś przepiękny widok na pagórki na których pasło się kilka koni i krów. Nagle zauważyłam kogoś galopującego na koniu. Nie miał koszulki więc to pewnie chłopak. Zaganiał krowy do obory, a pomagał mu w tym pies. Gdy już krowy znalazły się w swoim „domku” przybiegł drugi raz i zaczął zaganiać konie. Niestety nie wyszło mu. Jeden koń zaczął strzelać ‘barany’ i ten koń na którym jeździł staną dęba i jeździec się wywalił. Bez namysłu pobiegłam w jego stronę.
- Nic Ci nie jest??
- Nie, dziękuję, jestem już przyzwyczajony, ale dziś nie spodziewałem się tego.
- Na pewno? Może pójdę po kogoś?
- Nie trzeba naprawdę, noga i głowa trochę poboli i przestanie. - odpowiedział
- No dobrze, a tak w ogóle to jestem Lea - powiedziałam wyciągając rękę
- Louis - odwzajemnił gest -Jesteś tu nowa? Bo wiesz, widzę cię tu pierwszy raz.
- Przyjechałam do dziadków na wakacje, a tak to jestem z Lipska
- To twoi dziadkowie pewnie się cieszą, że w końcu ktoś im pomoże. - odparł
- Pomoże? Masz na myśli w gospodarstwie?
- Co? Y, nie, to nic nie wiesz? Wasi dziadkowie mają długi, bank chce przejąć ich dom, sad i resztę ziemi.
Otworzyłam szeroko oczy nie wiedziałam o czym on mówi.
- Nie wiedziałam, ale jesteś pewien, że to właśnie nasi dziadkowie?
- Tak jestem pewien.
- Ok, dzięki, że mi powiedziałeś. Wybacz ale musze już iść. Do zobaczenia
- Pa. - rzucił Louis
Przez drogę do domku rozmyślałam nas słowami Louisa. Dlaczego oni nic mi nie powiedzieli. Wchodząc poczułam miłą woń dochodzącą z kuchni.
- Lea, chodź już, obiad gotowy - odparła babcia
Nalewała zupy do misek, ja siadając do stołu, podsunęłam się i zaczęłam jeść. Zrobiła moją ulubioną rosół. Zna ten przepis, ponieważ jej babcia była Polką, ale wolała ona o tym mówić. Jedzenie zupy nie było zbyt miłe, nikt nie rozmawiał przy stole. Gdy już przyszedł czas na drugie danie, babcia popatrzyła na mnie.
- Widziałam jak rozmawiałaś z chłopakiem z sąsiedztwa, Louisem, prawda?
- Tak, powiedział mi dużo ciekawych rzeczy.
- O naprawdę, a co takiego? - spytała z zaciekawieniem
Popatrzyłam na Emme, wydawała się być szczęśliwa, że w końcu odwiedziła dzidków, dlatego przemilczałam te pytanie ze względu na nią. Babcia to zauważyła.
- No dobrze, później powiesz.
Gdy już wszyscy skończyli jeść kotleta z kapustą Emma została w kuchni aby pomóc pozmywać, ja siedziałam na swoim miejscu patrząc jak oni dobrze się przy tym bawią. Minęło jakieś 10 minut, po czym podeszła do mnie Emma.
- Co chcesz? - spytałam
- Pójdziemy do stajni? Proszę, proszę, proszę.
- No dobra i tak nie mam nic do roboty.
Wstałyśmy i poszłyśmy do stajni, wchodząc ukazały nam się dwa konie. Jeden z maścią jasną w rożne plamki a d drugi z ciemną. Bez wahania podeszłyśmy do boksów. Ja do konia z ciemną maścią był on znacznie większy od kucyka. W miedzy czasie do stajni wszedł dziadzio, patrzył na nas z uśmiechem.
- Tamten koń jest za duży, zamienimy się? - spytała Emma
- Nic dziwnego, kucyki są mniejsze od koni - odparł dziadek
- To jak? - spytała Em rzucając błagalne spojrzenie.
- No dobra - burknęłam
- Dziadziuś, a te konie mają imiona?
- Jeszcze nie, a co chcesz ją nazwać?
- Tak, będzie miała na imię Maya
- No ładnie, ładnie, a ty Lea, masz zamiar ją jakoś nazwać czy zostajemy przy Salwie? Lea? Lea!
*Wróćmy się o parę sekund wcześniej*
Podeszłam do tego drugiego konia, wpatrywałam się w jej głowę, przekręciła ją i spojrzała na mnie. Patrzyłam na nią ze skupieniem, jakby mnie zahipnotyzowała. Patrzyłam na nią, a ona na mnie. Podchodziłam do niej bardzo powoli, słyszałam jej oddech. Po chwili usłyszałam swoje imię.
- Co? - odparłam
- Ładne imię? - Spytała Emma
- Tak, ładne bardzo - rzuciłam
- Widzę, że Salwa cię zauroczyła - dodał dziadek
- Tak, jest piękna
- Wiele przeszła, uratowaliśmy ją z rzeźni, powiedzieli tam, że była bita przez poprzednich właścicieli i że może być ciężko odzyskać jej zaufanie. - dorzucił dziadek
Podeszłam do niej bliżej i zaczęłam ją wolno głaskać po łbie. Nie zabierała głowy, chyba jej się nawet zaczęło to podobać. Zdecydowałam, że spróbuję wejść do środka. Nagle zaczęła się wiercić i podskakiwać, w pośpiechu wybiegłam z boksu bo się przestraszyłam.
- Na razie musisz dać jej czas - odparł dziadek
Zasmuciłam się trochę i poszłam w stronę domu, ale w trakcie tej niedużej drogi zobaczyłam Louisa, znów jeździł na koniu. Podeszłam do ogrodzenia, patrzyłam na niego z ciekawością. On mnie zauważył. Zatrzymał konia i podszedł do mnie.
- Już po obiedzie?
- Tak - odparłam
- Hej. Co masz taka minę? - spytał
- No bo, jak byś się czuł w pierwszy dzień wakacji dowiedział się, że twoi bliscy mają kłopoty finansowe?
- No nie zbyt, ale to dobra okazja, żeby jeszcze bardziej się do siebie zbliżyć.
- No ja rozumiem, ale teraz będzie trudniej.- odpowiedziałam
Podszedł do mnie bliżej, złapał za pod brudek i podniósł głowę.
- Nie myśl o tym, liczy się tylko rodzina - odparł. Staliśmy koło siebie i patrzyliśmy sobie w oczy.
- Ekhem, nie przeszkadzam? - spytała babcia
Zerwaliśmy się i zrobiliśmy odstęp od siebie
- Nie, my yy tylko rozmawialiśmy - odpowiedziałam
- Oczywiście, Lea możemy porozmawiać? - odparła babcia podniesionym głosem - W cztery oczy. To dało do zrozumienia Louisowi, że ma sobie pójść.
- Do zobaczenia Louis - rzuciłam
On wsiadł na konia i ruszył w stronę swojego domu, a ja z babcią zaczęłyśmy rozmawiać doszedł dziadek.
- Lea, o co chodziło Ci w kuchni?
- Louis powiedział, że macie duże problemy finansowe i bank chce przejąć wszystko co macie.
Dziadek i babcia popatrzyli na siebie i następnie na mnie. Widać było, że ich to zasmuciło.
- Kochanie, to prawda, ale my z tego jakoś wyjdziemy - powiedziała Babcia
- Ale mam i tata mogą wam pomóc. - odparłam
- A myślisz, że dlaczego oni nie zostali tutaj? Wrócili do domu, by nam pomóc. Na początku nie chcieliśmy, ale wiesz, jak twoja mama jest uparta. - odparł dziadzio śmiejąc się co nieco
- Tak wiem dziadku, ale mogliście mi powiedzieć.
- Nie chcieliśmy was, to znaczy cię martwić, Emma nie może wiedzieć dobrze? - spytała babcia
- Dobrze a w ogóle to gdzie ona jest? - spytałam
- Nie wiem, ostatni raz widziałem ją w stajni - odparł dziadek
Wszyscy zrobiliśmy wielkie oczy i zaczęliśmy iść szybkim krokiem do stajni. Nie było jej tam. Zaczęliśmy ją wołać, lecz nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

1 komentarz:

  1. Przeczytałam i muszę powiedzieć,że opowiadanie jest bardzo fajne.czekam na następny rozdział :)
    Dziekuję za komentarz na moim blogu i zapraszam,pojawiła się nowa notka o Big Bang :)

    OdpowiedzUsuń