*Bill*
Po słowach pana Krause zaczęło się dziać coś strasznego. Lea zaczęła dygotać, zamykała powoli oczy i z jej ust wypływała biała piana.
- Lea! Lea! Matko Boska, wezwijcie lekarza! - krzyknęła jej mama.
Bez chwili czekania wybiegłem i zacząłem wrzeszczeć za doktorem, pielęgniarką byle kim kto by uratował Leę. W końcu znalazłem.
- Doktorze, proszę pomóc, moja dziewczyna ona, coś jej się dzieje.
Biegliśmy razem, ale on był szybciej, gdy wbiegliśmy do jej sali doktor podszedł do niej i ją badał a ja stanąłem przed jej łóżkiem.
- Siostro, adrenalinę 150 mg.
Jego polecenie wykonała błyskawicznie, ale zastrzyk nic nie pomógł. Nagle usłyszeliśmy ciągły dźwięk, dźwięk, który wydaje urządzenie, gdy serce przestaje bić.
- Siostro! Defibrylator szybko!
Pielęgniarka wyszła i po chwili zjawiła się z urządzeniem.
- Proszę się odsunąć! - krzyknął doktor do rodziców Lei.
Ja złapałem się za głowę, nie mogłem sobie wyobrazić życia bez niej. Nie chciałem tego oglądać wyszedłem z pokoju a chłopaki mnie przytulili.
- Ona nie może, nie teraz. - powiedziałem
Odepchnąłem chłopaków od siebie i przyłożyłem głowę do okienka dzielącego korytarz od sali. Widziałem jak lekarz przykłada dwa elektrody do jej piersi.
/Nie zostawiaj mnie na lodzie, nie skacz! Światła cię nie złapią, one cię oszukują. Nie skacz!
Przypomnij sobie ciebie i mnie. Świat na dole się nie liczy Proszę, nie skacz.../ - wyszeptałem.
Widziałem jak jej ciało podskakiwało co minutę z fali elektrycznej. Lekarz nagle przestał przykładać te "pięści" i odsunął od siebie przyrząd. Odwrócił się do nas i wyszedł.
- Udało nam się, teraz zabieramy ją na dokładniejsze badania i później na OIOM.
Badania ciągnęły się wiekami, przynajmniej ja odczułem takie wrażenie, chyba zasnąłem bo nie pamiętam co się dalej stało.
- Bill! Bill! Obudź się! - powiedział Gustav
- C..co?
- Leę przenieśli na OIOM, powiedzieli, że możesz wejść, ale nie na długo.
- N..nie, wolę nie. - odpowiedziałem
- A, zadzwoniliśmy do menagera i powiedzieliśmy mu o wszystkim, ale nie zgodził się na przedłużenie nam wolnego czasu, musimy wracać o ustalonym terminie. Jak chcesz to z nim pogadaj, ja lecę po coś do picia, chcesz coś? - spytał
- Wodę i dzięki.
Wyciągnąłem swój telefon i wybrałem numer do naszego menagera.
-/Słucham Bill/
- Dzień Dobry panu
-/No cześć, co chciałeś?/
- Czy mógłby Pan nam dać jeszcze 5 dni wolnego?
-/Przykro mi Bill, ale nie, słyszałem co spotkało twoją dziewczynę, ale ja już wcześniej dawałem wam wolne dni i popołudnia. Teraz musicie wszystko nadrobić, wybacz, ale takie to życie show-biznesu no i gwiazdy muzycznej/
- Bardzo proszę, chociaż 1 dzień. Bardzo proszę
-/Na prawdę Bill, nie mogę, przykro mi/
I tutaj nasza rozmowa się zakończyła.
Byłem wściekły, że też zachciało mi się śpiewać, ale może dzięki temu nie poznałbym Lei, a gdyby mnie nie poznała to by ten wypadek na pewno się by nie wydarzył - mówiłem sobie w myślach.
Nie wytrzymałem całej tej kipiącej złości, która była we mnie i uderzyłem pięścią w ścianę. Zabolało mnie, ale większa część złości przeszła. Chwilę później przyszedł Gustav
- I co gadałeś z mena.... a co ci się stało w rękę.
- Nic.
- Idź z tą ręką do lekarza.
- Chrzanić tą rękę, Lea leży pół żywa moja ręka to przy tym nic.
- A potem wda się zakażenie i trzeba będzie amputować, chcesz tego?
Wierciłem się, po prostu nie mogłem usiedzieć, ale Gustav złapał mnie za drugą rękę i zaprowadził do jakiejś pielęgniarki, poszliśmy do gabinetu i zszyła mi ranę. Gdy wyszliśmy, poszedłem pod salę Lei, usiadłem na krześle i ślepo patrzyłem w podłogę. Raz zerkałem na to co się dzieje wokół mnie. Szpital, jak inne, ludzie zabiegani.
- Bill, a tobie co się stało w rękę? - usłyszałem
Spojrzałem w górę i zobaczyłem mamę Lei, nie odpowiedziałem jej tylko znów spuściłem głowę. Ona usiadła obok mnie i złapała za dłoń.
- Powiesz mi co się stało?
Zerwałem się z siedzenia i przywarłem do ściany na przeciwko, zsunąłem się na podłogę. Pani Linn podeszła do mnie i kucnęła.
- Może porozmawiały na zewnątrz?
Przytaknąłem lekko i wyszliśmy razem przed budynek, usiedliśmy na małej ławce, trochę dalej od wejścia, nie odzywałem się przez chwilę, nie wiedziałem od którego momentu zacząć.
- Jak to się zaczęło, Bill opowiedz mi dokładnie.
- Jak już dojechaliśmy, to poszliśmy do pokoju, rozpakowaliśmy się i później chłopaki przyszli omówić jak będzie. Czy będziemy razem gdzieś chodzić czy jednak każdy sam. Większość osób była za tą drugą opcją, tylko wcześniej Tom zabrał koleżankę swojej dziewczyny ona chodzi też z Leą do klasy. Reszta wyszła a Tom, ja i Lea zostaliśmy. Lea zapytała się Toma czego nie powiedział nam wcześniej że ta koleżanka jedzie. Oni się pokłócili i mój brat powiedział jej coś co ja miałem jej powiedzieć po wyjeździe. - westchnąłem
- Co takiego?
- Po tych dwudniowych wakacjach mamy zawalone 6 miesięcy, nie ma szans żebym się zobaczył wtedy z Leą. I wtedy ona pokłóciła się ze mną. Wyszła z pokoju chciałem za nią pobiec, ale do mnie przyszła ta koleżanka, chwilę porozmawialiśmy i dała mi coś do picia, później zrobiło mi się jakoś duszno, kręciło mi się w głowie i - schowałem twarz w dłonie - reszty nie pamiętam. Później, to znaczy już rano obudziłem się w jej pokoju, na łóżku, nagi a ona siedziała na mnie. Lea to zobaczyła i wybiegła, ja pobiegłem za nią w samych spodniach. Wybiegła poza ośrodek i zatrzymała się na jezdni. I wtedy...
- Bill, musisz to zgłosić na Policję, ona cię wykorzystała. - powiedziała mama Lei
- Ale kto mi uwierzy, szybciej to ona wymyśli jakąś wymówkę, że ją molestowałem czy coś.
- Warto spróbować, Bill dasz jej się wykorzystać jeszcze bardziej.
- Nie będę ryzykował. Zapomnę o tym, nie będę się spotykał z tą... ech, nawet szkoda na nią słów.
- No dobrze, a co z Leą, ona będzie to pamiętać.
- Będę ją błagał o to, żeby mi wybaczyła, ona musi mi uwierzyć, ja naprawdę tego nie pamiętam. Ona musi mi uwierzyć i reszta też. W tym Pani, ale czy Pani mi teraz wierzy?
- Trudno mi jest powiedzieć, z mojej perspektywy to nie jest łatwe.
Wstałem z ławki i ruszyłem w stronę szpitala. Gdy jechałem windą, zatrzymała się na 1 piętrze, nie za bardzo chciałem, żeby ktoś teraz jechał ze mną windą. No ale zostało mi jeszcze 5 pięter więc jakoś musiałem przeboleć to, że do windy weszła Klara. Zagotowało się we mnie, miałem wyjść z tej windy, ale ona zatrzymała mnie ręką i zamknęła drzwi. Ja dyskretnie włączyłem przycisk w windzie do zatrzymania się na 3 piętrze.
- Nie masz prawa mnie dotykać! - wrzasnąłem
- Mam prawo, w końcu będziemy mieć dziecko - uśmiechnęła się szyderczo
- Nie ze mną takie numery, znam prawdę, rozmawiałem z lekarzem i nawet nie miej nadziei, że kiedyś będziemy razem.
- Ooo, jednak się o mnie troszczysz. - powiedziała dziecięcym głosikiem
- Tak, troszczę się o to żebyś się odwaliła ode mnie raz na zawsze.
Winda w końcu się zatrzymała, a ja uwolniłem się od jej 'pułapki' i wszedłem na górę schodami.
==========================================
Jak spóźnione to moja wina. Jakoś lepiej mi się piszę w niedzielę. Przez wakacje raczej dodawać odcinków nie będziemy, no chyba, że będzie straszna nuda i może coś wrzucę. Mam nadzieję, że dobrze ukończyliście ten rok szkolny i macie gdzie wyjechać na wakacje. Więc 3majcie się do nowego roku (szkolnego oczywiście)
świetny odcinek :D
OdpowiedzUsuńczekam na NEXT! :P
boże *.* kolejny wzruszający rozdział i ta "pikanteria" na końcu awww po prostu kocham
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do The Versatile Blogger! http://komm-und-rette-mich-bitte.blog.pl/2013/07/22/the-versatile-blogger/
OdpowiedzUsuńO Matko , Straszne.
OdpowiedzUsuńTo znaczy opowiadanko piękne ale straszny los spotka tę parę. Mam nadzieje że będziesz jeszcze pisała te opowiadania bo szczerze mówiąc to dopiero dzisiaj znalazłam tego bloga i tak mnie to wciągneło że nie mogłam przestać czytać.
Pozdrowienia ......i czekam na nexta.