- A nie
mówił Ci gdzie będzie, albo co zamierza zrobić?
- Nie,
mówił tylko, że się pokłóciliście i nie dostał jakiejś ważnej odpowiedzi od
Ciebie, potem powiedział, że musi gdzieś pójść i do tej pory nie wrócił. - Sara zaczęła nerwowo oddychać
- Sara spokojnie, może pojechał do jakiegoś znajomego, kolegi?
- No właśnie problem w tym, że on nie ma tu znajomych. Każdy w tej wsi miał u naszego ojca długi i przez to nikt nas nie lubi. On jedynie miał Ciebie i nas.
- No, ale może znalazł jakiegoś. Wybacz, ale moja mama przyjechała i chcę z nią spędzić trochę czasu, wiec...
- No dobra, ale pomyśl gdzie mógłby być ok?
- Spoko.
Wzięłam swoje rzeczy, które musiałam i spotkałam na korytarzu Emmę, zeszłyśmy razem z małą stertą rzeczy. Po drodze do samochodu weszłyśmy jeszcze do kuchni po jakąś siatkę, żeby te rzeczy nie rozwalały się podczas jazdy i wtedy również wyszła Sara. Poszłyśmy do samochodu, Emma otworzyła bagażnik a ja wszystko wrzuciłam. Popatrzyłam się jeszcze na Sarę którą ledwo było widać, ponieważ zachód słońca raził nas lekko w oczy. Po chwili przyszła mama, mówiąc, że zostaje na noc. To był świetny pomysł, będę mogła z nią pogadać. Wróciłyśmy we trzy do domu ja z mamą pokierowałyśmy się do mojego tymczasowego pokoju. Usiadłyśmy na łóżku.
- No opowiadaj. - powiedziała
- No opowiadaj. - powiedziała
- Ale o czym?
- No proszę Lea, o Louisie, przecież się pokłóciliście
- No proszę Lea, o Louisie, przecież się pokłóciliście
- Wiem, ale to już raczej nie ważne, on zniknął mamo, nie ma go w domu od kilku dni.
- A próbowałaś do niego dzwonić?
- Nie, jeszcze nie, ale wątpię, że będzie chciał ze mną gadać.
- A skąd wiesz? Może on czeka na telefon od ciebie?
- No dobra.
Wstałam, podeszłam do półki koło drzwi i wzięłam telefon, ale przypomniało mi się, że nie mam jego numeru, dlatego zeszłam na dół spytać się babci. Ta odpowiedziała, że jest gdzieś w koszyczku na ladzie w przedpokoju. Poszłam tam, i zauważyłam stertę karteczek z numerami, musiałam się przez nie przegrzebać, ale po chwili znalazłam jego numer. Poszłam znów do pokoju przy okazji dziękując babci za pomoc. Gdy weszłam do pokoju mamy w nim nie było, pomyślałam, że poszła do pokoju Emmy, który znajdował się na przeciwko. Mimo jej nieobecności zadzwoniłam do Louisa, ale nikt nie odebrał. Usiadłam na skraju łóżka trochę przygnębiona. Nagle w drzwiach stanęła mama.
- I jak?
- Nie odebrał - spoglądałam na podłogę z smutkiem, ale nagle spojrzałam na mamę.
- A ty czego jesteś taka blada? Mamo wszystko w porządku?
- Tak tylko trochę się źle czuje pewnie przez tą podróż - mamruczała pod nosem
Podeszła do mnie, usiadła obok i złapała się za brzuch sycząc trochę z bólu.
- Kochanie zawieź mnie do...- i zemdlała na moim ramieniu
- Mamo! Mamo! Mamo obudź się! Mamo!
- Co się stało?! - powiedziała babcia stojąc w drzwiach
- Mama zemdlała, pomóż mi, zawiozę ją do przychodni.
Wzięłam ją z jednej strony a babcia z drugiej. Zeszłyśmy z nią po schodach, było trochę trudno, ale jakoś doszłyśmy do samochodu. Otworzyłam tylne drzwi i położyłyśmy ją tam. Babcia szybko wsiadła na miejsce pasażera a ja zauważyła Em i dziadka w stajni. Chyba musieli być już tam jakiś czas, bo wcześniej jej w domu nie widziałam, ciekawe gdzie wtedy była mama? Ale to nie ważne szybko odpaliłam samochód i z piskiem opon wyjechałyśmy z działki. W przychodni byliśmy po ok. 10 minutach, babcia szybko pobiegła po jakichś lekarzy, a ja próbowałam wyciągnąć mamę z samochodu. Udało mi się ją wyciągnąć i trochę przytrzymać, gdy zjawili się lekarze, kazali takiej pielęgniarce przynieść wózek. Po chwili zjawiła się i posadzono tam mamę wciąż była nieprzytomna. Nie pozwolili nam nic robić, kazali jedynie wszystkie informacje o mamie powiedzieć lekarzowi. Poszłyśmy do jego gabinetu. Zapukałyśmy
-/Proszę!/
- Dobry Wieczór doktorze Röbbelch, my przyszłyśmy z informacjami o przywiezionej mojej córce
- Aa, dobry wieczór, pani Linn, proszę, proszę usiąść.
Razem z babcią weszłam i usiadłam. Lekarz na początku pytał o jej dane, imię, nazwisko, adres zamieszkania, pesel.
- No dobrze pesel i inne już mamy, to co się właściwie stało?
Babcia chciała już zaczynać ale ja jej przerwałam
- Mama zrobiła się blada i zemdlała, ale wcześniej trzymała się za brzuch.
- Za brzuch? - spytał doktor
- Tak, i syczała z bólu, ale przez chwilę, później zemdlała.
- No dobrze, to ja pójdę zbadać córkę i mamę, wszystko wam powiem czego się tyko dowiem.
Doktor wstał, przeprosił i wyszedł. My również wyszłyśmy i pokierowałyśmy się do poczekalni. Czekałyśmy 30 minut na jakieś wieści, ale nikt nie przyszedł nas poinformować co się stało. Już miałam iść, gdy nagle przyszedł doktor.
- I jak?
- Wszystko w porządku, to był lekki skurcz, dałem jej leki i teraz musi odpoczywać.
- Skurcz? A nie ważne, możemy pójść ją zobaczyć?
- Tak, proszę, sala numer 15
Szybkim krokiem pokierowaliśmy się z babcią do mamy. Wchodząc do sali już wyglądała normalnie, uśmiechnięta i nie była już blada.
- Mamo, ale mi napędziłaś stracha.
- Przepraszam córciu, ale tak jakoś wyszło...
- Co wyszło, co się właściwie stało.
- No bo widzisz...
Nagle do sali wszedł tata. Ucałował mamę i mnie oraz babcię oczywiście.
- Tato a co ty tu robisz?
- Przyjechałem, bo mama do mnie zadzwoniła.
- Ale przecież to 4 godziny drogi.
- Byłem w sąsiedniej wsi u klienta i jestem. A gdzie Emma?
- W domu, z dziadkiem. Coś robią przy koniach.
- O to dobrze
- No to co się w ogóle stało?
- No bo widzisz, mama jest... - zaczął tato
- Jestem w ciąży! - oznajmiła mama
- Co!? Jezu, jak się cieszę! - krzyknęła babcia
Wszyscy zaczęli się do siebie przytulać. A ja jedyna stałam jak wryta w ścianę
- A co ty Lea? Nie cieszysz się?
- Cieszę, bardzo - powiedziałam ironicznie i wyszłam z pokoju.
Czułam jak łzy napełniały mi oczy, jak to się mogło stać. Boże co za pytanie, przecież wiem skąd się biorą dzieci. Ale teraz? I znów będę ignorowana całe 5 lat. Jak pojawiła się Emma z trudem wytrzymywałam, nie miałam takich dobrych relacji z mamą jak teraz. Ja nie przeżyję kolejnego dziecka. Nagle poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu.
- Kochanie? Co się stało? - spytała cichutko mama
- No bo, kolejne dziecko. Mamo jak ty sobie to wyobrażasz, znów pogorszą się nasze relacje, znów będę ignorowana przez 5 lat. Ja tego nie wytrzymam.
- Córciu, wytrzymasz, poradzimy sobie jakoś, dobrze? Nic się miedzy nami już nie zmieni obiecuję.
Po policzkach zaczęły spływać krople łez.
- Lea, no przestań płakać bo ja się popłaczę.
Nagle do mnie zadzwonił telefon. To był Louis, kurczę przez ten zamęt zupełnie o nim zapomniałam. Odebrałam.
- Halo Louis, gdzie ty jesteś?
- Lea, przepraszam, naprawdę, ja nie chciałem, chcę tylko żebyś mi wybaczyła, powiedz tylko to słowo, a już się od Ciebie odczepię, proszę tylko to jedne słowo.
- Louis masz mi powiedzieć gdzie ty jesteś! - mówiłam łamiącym się głosem od wcześniejszego płaczu.
- Płakałaś? To pewnie przeze mnie. Powiedz to jedno słowo i już nie będziesz więcej przeze mnie płakać. Tylko to jedno słowo. Proszę.
- Powiem, ale jeśli ty mi powiesz, gdzie jesteś.
Przez chwilę była cisza, w słuchawce było tylko usłyszeć jakiś wodospad i śpiew jakiegoś ptaka, i nagle pojawił się komunikat na ekranie "Rozmowę przerwano. Rozmówca poza zasięgiem". Nie wiedziałam co robić, on chyba chce sobie coś zrobić.
- I co? - spytała mama
- Odebrał, ale dziwnie się zachowywał, muszę go jak najszybciej znaleźć.
Rozglądałam się po przychodni ku nadziei, że może Sara ma wieczorny dyżur. I ona nagle weszła do budynku, kamień spadł mi z serca. Podbiegłam do niej
- A próbowałaś do niego dzwonić?
- Nie, jeszcze nie, ale wątpię, że będzie chciał ze mną gadać.
- A skąd wiesz? Może on czeka na telefon od ciebie?
- No dobra.
Wstałam, podeszłam do półki koło drzwi i wzięłam telefon, ale przypomniało mi się, że nie mam jego numeru, dlatego zeszłam na dół spytać się babci. Ta odpowiedziała, że jest gdzieś w koszyczku na ladzie w przedpokoju. Poszłam tam, i zauważyłam stertę karteczek z numerami, musiałam się przez nie przegrzebać, ale po chwili znalazłam jego numer. Poszłam znów do pokoju przy okazji dziękując babci za pomoc. Gdy weszłam do pokoju mamy w nim nie było, pomyślałam, że poszła do pokoju Emmy, który znajdował się na przeciwko. Mimo jej nieobecności zadzwoniłam do Louisa, ale nikt nie odebrał. Usiadłam na skraju łóżka trochę przygnębiona. Nagle w drzwiach stanęła mama.
- I jak?
- Nie odebrał - spoglądałam na podłogę z smutkiem, ale nagle spojrzałam na mamę.
- A ty czego jesteś taka blada? Mamo wszystko w porządku?
- Tak tylko trochę się źle czuje pewnie przez tą podróż - mamruczała pod nosem
Podeszła do mnie, usiadła obok i złapała się za brzuch sycząc trochę z bólu.
- Kochanie zawieź mnie do...- i zemdlała na moim ramieniu
- Mamo! Mamo! Mamo obudź się! Mamo!
- Co się stało?! - powiedziała babcia stojąc w drzwiach
- Mama zemdlała, pomóż mi, zawiozę ją do przychodni.
Wzięłam ją z jednej strony a babcia z drugiej. Zeszłyśmy z nią po schodach, było trochę trudno, ale jakoś doszłyśmy do samochodu. Otworzyłam tylne drzwi i położyłyśmy ją tam. Babcia szybko wsiadła na miejsce pasażera a ja zauważyła Em i dziadka w stajni. Chyba musieli być już tam jakiś czas, bo wcześniej jej w domu nie widziałam, ciekawe gdzie wtedy była mama? Ale to nie ważne szybko odpaliłam samochód i z piskiem opon wyjechałyśmy z działki. W przychodni byliśmy po ok. 10 minutach, babcia szybko pobiegła po jakichś lekarzy, a ja próbowałam wyciągnąć mamę z samochodu. Udało mi się ją wyciągnąć i trochę przytrzymać, gdy zjawili się lekarze, kazali takiej pielęgniarce przynieść wózek. Po chwili zjawiła się i posadzono tam mamę wciąż była nieprzytomna. Nie pozwolili nam nic robić, kazali jedynie wszystkie informacje o mamie powiedzieć lekarzowi. Poszłyśmy do jego gabinetu. Zapukałyśmy
-/Proszę!/
- Dobry Wieczór doktorze Röbbelch, my przyszłyśmy z informacjami o przywiezionej mojej córce
- Aa, dobry wieczór, pani Linn, proszę, proszę usiąść.
Razem z babcią weszłam i usiadłam. Lekarz na początku pytał o jej dane, imię, nazwisko, adres zamieszkania, pesel.
- No dobrze pesel i inne już mamy, to co się właściwie stało?
Babcia chciała już zaczynać ale ja jej przerwałam
- Mama zrobiła się blada i zemdlała, ale wcześniej trzymała się za brzuch.
- Za brzuch? - spytał doktor
- Tak, i syczała z bólu, ale przez chwilę, później zemdlała.
- No dobrze, to ja pójdę zbadać córkę i mamę, wszystko wam powiem czego się tyko dowiem.
Doktor wstał, przeprosił i wyszedł. My również wyszłyśmy i pokierowałyśmy się do poczekalni. Czekałyśmy 30 minut na jakieś wieści, ale nikt nie przyszedł nas poinformować co się stało. Już miałam iść, gdy nagle przyszedł doktor.
- I jak?
- Wszystko w porządku, to był lekki skurcz, dałem jej leki i teraz musi odpoczywać.
- Skurcz? A nie ważne, możemy pójść ją zobaczyć?
- Tak, proszę, sala numer 15
Szybkim krokiem pokierowaliśmy się z babcią do mamy. Wchodząc do sali już wyglądała normalnie, uśmiechnięta i nie była już blada.
- Mamo, ale mi napędziłaś stracha.
- Przepraszam córciu, ale tak jakoś wyszło...
- Co wyszło, co się właściwie stało.
- No bo widzisz...
Nagle do sali wszedł tata. Ucałował mamę i mnie oraz babcię oczywiście.
- Tato a co ty tu robisz?
- Przyjechałem, bo mama do mnie zadzwoniła.
- Ale przecież to 4 godziny drogi.
- Byłem w sąsiedniej wsi u klienta i jestem. A gdzie Emma?
- W domu, z dziadkiem. Coś robią przy koniach.
- O to dobrze
- No to co się w ogóle stało?
- No bo widzisz, mama jest... - zaczął tato
- Jestem w ciąży! - oznajmiła mama
- Co!? Jezu, jak się cieszę! - krzyknęła babcia
Wszyscy zaczęli się do siebie przytulać. A ja jedyna stałam jak wryta w ścianę
- A co ty Lea? Nie cieszysz się?
- Cieszę, bardzo - powiedziałam ironicznie i wyszłam z pokoju.
Czułam jak łzy napełniały mi oczy, jak to się mogło stać. Boże co za pytanie, przecież wiem skąd się biorą dzieci. Ale teraz? I znów będę ignorowana całe 5 lat. Jak pojawiła się Emma z trudem wytrzymywałam, nie miałam takich dobrych relacji z mamą jak teraz. Ja nie przeżyję kolejnego dziecka. Nagle poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu.
- Kochanie? Co się stało? - spytała cichutko mama
- No bo, kolejne dziecko. Mamo jak ty sobie to wyobrażasz, znów pogorszą się nasze relacje, znów będę ignorowana przez 5 lat. Ja tego nie wytrzymam.
- Córciu, wytrzymasz, poradzimy sobie jakoś, dobrze? Nic się miedzy nami już nie zmieni obiecuję.
Po policzkach zaczęły spływać krople łez.
- Lea, no przestań płakać bo ja się popłaczę.
Nagle do mnie zadzwonił telefon. To był Louis, kurczę przez ten zamęt zupełnie o nim zapomniałam. Odebrałam.
- Halo Louis, gdzie ty jesteś?
- Lea, przepraszam, naprawdę, ja nie chciałem, chcę tylko żebyś mi wybaczyła, powiedz tylko to słowo, a już się od Ciebie odczepię, proszę tylko to jedne słowo.
- Louis masz mi powiedzieć gdzie ty jesteś! - mówiłam łamiącym się głosem od wcześniejszego płaczu.
- Płakałaś? To pewnie przeze mnie. Powiedz to jedno słowo i już nie będziesz więcej przeze mnie płakać. Tylko to jedno słowo. Proszę.
- Powiem, ale jeśli ty mi powiesz, gdzie jesteś.
Przez chwilę była cisza, w słuchawce było tylko usłyszeć jakiś wodospad i śpiew jakiegoś ptaka, i nagle pojawił się komunikat na ekranie "Rozmowę przerwano. Rozmówca poza zasięgiem". Nie wiedziałam co robić, on chyba chce sobie coś zrobić.
- I co? - spytała mama
- Odebrał, ale dziwnie się zachowywał, muszę go jak najszybciej znaleźć.
Rozglądałam się po przychodni ku nadziei, że może Sara ma wieczorny dyżur. I ona nagle weszła do budynku, kamień spadł mi z serca. Podbiegłam do niej
- Jest tu we wsi jakiś wodospad?
- Wodospad? Nie, ale nie daleko jest młyńskie koło, a co?
- A gdzie ono jest? Powiedz szybko!
- Jak wyjdziesz z przychodni to musisz pójść w lewo i tam będzie lasek i tam jest... - odpowiedziała zdziwiona
- Dzięki! - krzyknęłam wybiegając z budynku.
Biegłam ile sił w nogach. Boże niech on nie robi nic głupiego. Po 2 minutach biegu dotarłam do lasku. Była trochę ciemno, więc szłam już szybkim krokiem. Nagle usłyszałam szum wody taki jaki było słychać w słuchawce. W oddali było widać jakiś domek. Podbiegłam do niego, zauważyłam Louisa koło młyna. Podeszłam do niego, chyba mnie nie słyszał. Przytuliłam go od tyłu, trochę się wystraszył bo poczułam drgnięcie gdy go przytuliłam.
- Louis, dzięki Bogu, żyjesz
Chłopak odwrócił się do mnie, wziął za ręce i pocałował jak nigdy wcześniej.
- Lea proszę, powiedz to jedne cholerne słowo.
- Cholerne? To chyba Ci już nie zależy. - i tym razem ja go pocałowałam.
- Czyli, że..
- Tak, Louis wybaczam Ci.
Chłopak uśmiechnął się, przytulił bardziej i zaczęliśmy się całować. Nasz pocałunek trwał chyba z 10 minut. Chwilę później opamiętaliśmy się i wtuleni w siebie zaczęliśmy wracać do domu i tym razem obydwoje do mojego. W czasie drogi, zadzwoniłam do taty, że już nie przyjdę do przychodni tylko od razu pójdę do domu, a on odpowiedział, że oni już też wrócili i zostają na noc. Trochę się zmartwiłam, bo chyba nie pomieścimy się wszyscy, ale jakoś wykombinujemy. Po 20 minutach drogi na piechotę dotarliśmy do domu dziadków. Przywitałam się ze wszystkimi i powiedziałam, że Louis śpi dziś u nas. Ku mojemu zdziwieniu zgodzili się, tylko, że Louis musiałby spać na kanapie w duży pokoju, byliśmy za. Pozwoliłam chłopakowi umyć się na górze, a ja w tym czasie przygotowałam dla niego kanapę. Po ok 5 minutach już wrócił na dół. Przytulił mnie od tyłu, odwrócił i przytulił.
- Dziękuję, za to co robisz - wyszeptał
- Nie ma za co - i złożyłam na jego ustach jednego całusa
- Ekhem - chrząknął dziadek - Kolacja gotowa
- Ja nie jestem głodna - odpowiedziałam, Louis oczywiście też powiedział, że nie jest głodny. Ja ruszyłam w stronę pokoju, wzięłam rzeczy i poszłam się wymyć. 5 minut później wyszłam z łazienki i weszłam do pokoju, w którym czekała już Emma?
- A ty co ty tu robisz?
- Będę z tobą spać - powiedziała Emma i strzeliła wielkiego banana na twarzy
- To ja już wole na podłodze - odparłam
- Jak chcesz
Usiadłam na dywanie i siedziałam tak dopóki Em nie zaśnie. Gdy już w końcu się to stało, wyszłam z pokoju i zeszłam na dół, gdzie było już całkiem ciemno, ale udało mi się jakoś dotrzeć do kanapy na której spał Louis.
- A ty czego nie śpisz? - zapytał
- A bo Emma walnęła się na całe łóżko i ja nie mam się gdzie podziać
Chłopak zaśmiał się cicho i powiedział
- To zapraszam do mnie. Może się jakoś zmieścimy.
Zrobił dla mnie trochę miejsca, położyłam się i wtuleni w siebie usnęliśmy.
---------------------------------------------------
- Wodospad? Nie, ale nie daleko jest młyńskie koło, a co?
- A gdzie ono jest? Powiedz szybko!
- Jak wyjdziesz z przychodni to musisz pójść w lewo i tam będzie lasek i tam jest... - odpowiedziała zdziwiona
- Dzięki! - krzyknęłam wybiegając z budynku.
Biegłam ile sił w nogach. Boże niech on nie robi nic głupiego. Po 2 minutach biegu dotarłam do lasku. Była trochę ciemno, więc szłam już szybkim krokiem. Nagle usłyszałam szum wody taki jaki było słychać w słuchawce. W oddali było widać jakiś domek. Podbiegłam do niego, zauważyłam Louisa koło młyna. Podeszłam do niego, chyba mnie nie słyszał. Przytuliłam go od tyłu, trochę się wystraszył bo poczułam drgnięcie gdy go przytuliłam.
- Louis, dzięki Bogu, żyjesz
Chłopak odwrócił się do mnie, wziął za ręce i pocałował jak nigdy wcześniej.
- Lea proszę, powiedz to jedne cholerne słowo.
- Cholerne? To chyba Ci już nie zależy. - i tym razem ja go pocałowałam.
- Czyli, że..
- Tak, Louis wybaczam Ci.
Chłopak uśmiechnął się, przytulił bardziej i zaczęliśmy się całować. Nasz pocałunek trwał chyba z 10 minut. Chwilę później opamiętaliśmy się i wtuleni w siebie zaczęliśmy wracać do domu i tym razem obydwoje do mojego. W czasie drogi, zadzwoniłam do taty, że już nie przyjdę do przychodni tylko od razu pójdę do domu, a on odpowiedział, że oni już też wrócili i zostają na noc. Trochę się zmartwiłam, bo chyba nie pomieścimy się wszyscy, ale jakoś wykombinujemy. Po 20 minutach drogi na piechotę dotarliśmy do domu dziadków. Przywitałam się ze wszystkimi i powiedziałam, że Louis śpi dziś u nas. Ku mojemu zdziwieniu zgodzili się, tylko, że Louis musiałby spać na kanapie w duży pokoju, byliśmy za. Pozwoliłam chłopakowi umyć się na górze, a ja w tym czasie przygotowałam dla niego kanapę. Po ok 5 minutach już wrócił na dół. Przytulił mnie od tyłu, odwrócił i przytulił.
- Dziękuję, za to co robisz - wyszeptał
- Nie ma za co - i złożyłam na jego ustach jednego całusa
- Ekhem - chrząknął dziadek - Kolacja gotowa
- Ja nie jestem głodna - odpowiedziałam, Louis oczywiście też powiedział, że nie jest głodny. Ja ruszyłam w stronę pokoju, wzięłam rzeczy i poszłam się wymyć. 5 minut później wyszłam z łazienki i weszłam do pokoju, w którym czekała już Emma?
- A ty co ty tu robisz?
- Będę z tobą spać - powiedziała Emma i strzeliła wielkiego banana na twarzy
- To ja już wole na podłodze - odparłam
- Jak chcesz
Usiadłam na dywanie i siedziałam tak dopóki Em nie zaśnie. Gdy już w końcu się to stało, wyszłam z pokoju i zeszłam na dół, gdzie było już całkiem ciemno, ale udało mi się jakoś dotrzeć do kanapy na której spał Louis.
- A ty czego nie śpisz? - zapytał
- A bo Emma walnęła się na całe łóżko i ja nie mam się gdzie podziać
Chłopak zaśmiał się cicho i powiedział
- To zapraszam do mnie. Może się jakoś zmieścimy.
Zrobił dla mnie trochę miejsca, położyłam się i wtuleni w siebie usnęliśmy.
---------------------------------------------------
Za błędy przepraszam, możliwe, że je przeoczyłam
;D
Super rozdział jak zwykle :). Czekam na następny. I takie małe pytanko. Kiedy dodasz zdjęcia bohaterów ?
OdpowiedzUsuńMożliwe że jutro dodam :)
UsuńKocham kocham kocham twoje opowiadanie i muszę powiedzieć że ten rozdział jest zajebisty. Dzięki że go piszesz :D bo czytam wszystkie jakie znajdę opowiadania z TH i większość jest sprzed 2 albo 3 lat a te jest po prostu zajebiste no
OdpowiedzUsuń