niedziela, 24 marca 2013

Odc. 12 - Festyn

Dzień po ich wyjeździe miałam próbę, byłam trochę smutna, ale próbowałam to ukrywać i po części się udawało, ale tylko Louis znał tego przyczynę. Próby trwały zazwyczaj po 3 godziny z przerwami, piosenka wychodziła mi coraz lepiej, pomyłki również się zdarzały, ale widok chłopaka, który był przy mnie dawało mi otuchy. Po przygotowaniach do festynu, wybraliśmy się do miasta, żeby coś zjeść, była 17 a ja nie chciałam fatygować babci, żeby mi coś odgrzewała. Wybraliśmy jakąś małą restauracje a w zasadzie to bar. Mały, przytulny. Zamówiliśmy po spaghetti, zjedliśmy i wróciliśmy do domu, a właściwie, to mnie odwiózł, Louis postanowił jednak wrócić do domu, ale obiecał, że będzie ze mną jeździł na próby. Z dobrym humorem, poszłam na górę, przebrałam się i zasnęłam wcześniej, pomijając kolację, którą pewnie bym nie zjadła.
Wstałam dość późno o 12.30, a za pół godziny mam kolejną próbę. Musiałam szybko się umyć, przebrać i pojechać z Louisem. Udało nam się z minimalnym opóźnieniem. Wszystko wyszło tym razem wspaniale i pani sołtys wypuściła nas o 15. Louis znowu mnie odwiózł, ale został na obiad. Po zjedzonym posiłku poszliśmy do mnie do pokoju i walnęliśmy się na łóżko.
- To co teraz robimy? - spytał
- Nie wiem. A co masz jakiś pomysł?
- Może pojedziemy gdzieś, może nad strumyk?
- Ok, ale czym pojedziemy? - spytałam
- No na koniach, one też muszą trochę pobiegać, a nie tylko stać w stajni - odpowiedział chłopak
- Ok, tylko się przebiorę i konia przygotuję.
- To ja pójdę do siebie, przyjdę już gotowy.
Chwilę później już go nie było, a ja zaczęłam się już przygotowywać. przebrałam się w zwykłą bluzkę i legginsy, następnie poszłam do stajni. Zastałam tam resztę domowników.
- A ty gdzie idziesz? - spytał dziadek
- Z Louisem jadę na przejażdżkę nad strumyk z końmi. - odpowiedziałam
- Chyba nie myślisz, że pojedziesz na Salwie. - odpowiedział z podniesionym głosem
- Dziadku nic mi się nie stanie, będę uważać, a poza tym Louis będzie przy mnie, więc mi pomoże jak coś.
- Nie ma mowy, Lea. Nie będę ryzykować - krzyknął
- No ale dziadku, poradzę sobie, uwierz mi, dam radę.
- Obydwoje przestańcie! - krzyknęła babcia - Lea, jeśli Ci pozwolę, to powiesz nam czy ci się nic nie stało po drodze, dobrze? - odparła babcia
- Tak, powiem, a teraz już mogę ją przygotować?
- Tak, proszę.
Babcia, dziadek i Emma wyszli, a ja wzięłam się za przygotowania Salwy. Po 10 minutach była już gotowa jak ja, wyszliśmy przed bramę i czekaliśmy tylko na Louisa. Po chwili zjawił się ze swoim koniem Olivierem.
Wsiedliśmy na konie, weszliśmy na polną drogę i jechaliśmy stępem do strumyka. Po drodze, która trwała 20 minut dotarliśmy na miejsce. Spędziliśmy tam 2 godziny, rozmawialiśmy o wszystkim, także i o moim powrocie do Lipska. Zaczęliśmy wracać koło 18 i pod bramą rozeszliśmy się. Odstawiłam Salwę do stajni, wyczyściłam ją i wróciłam do domu. Poszłam się umyć i przebrałam w piżamę. Położyłam się wygodnie na łóżku i przyszła babcia.
- Jak tam przejażdżka?
- Dobrze, nic się po drodze nie stało, Salwa mnie nie zrzuciła, kopnęła i nic innego.
- Dobrze, widocznie ciebie polubiła.
- Tak, widocznie, a jak tam u dziadka, przeszło mu?
- Trochę, jak już pojechaliście to z nim pogadałam. Jak chcesz to pogadaj z nim, jest na dole w kuchni.
Westchnęłam i podniosłam się i poszłam do niego.
- Dziadek? Nadal się na mnie denerwujesz?
- Nie, nie. Usiądź proszę.
Usiadłam na przeciwko niego.
- Nie jestem zły na ciebie, tylko myślałem, że jak pojedziecie to gdy spadniesz to wtedy Louis ucieknie i wtedy zostaniesz sama.
- Dziadku - wstałam i podeszłam do niego - nic takiego się nie stało, żyję i jestem tutaj, a on by tego nie zrobił. Dziadku on mnie kocha, a ja go darzę podobnym uczuciem.
- Ja wiem, że wy młodzi jesteście to się wyszaleć musicie i ja nie mam w tym nic przeciwko, ale trzeba to robić z mądrą głową, żeby nic złego się nie stało.
- Dobra, dziadku, będę na przyszłość uważać - pocałowałam go w policzek i wróciłam do siebie na górę, tym razem zastałam Emmę
- Co ty tu robisz? - spytałam
- Spać nie mogę.
- To poproś babcię, żeby coś ci zaśpiewała albo dała ciepłe mleko.
Emma niechętnie wstała i zeszła na dół, natomiast ja znowu położyłam się na łóżku, popatrzyłam szybko na zegarek wskazywał 19.45, dziwne, ze tak wcześnie szłam spać. Zasnęłam,
Trzy kolejne dni mijały podobnie, po próbach, albo wychodziłam gdzieś z Louisem albo pomagałam dziadkom. Nadszedł czas festynu, przegrzebywałam torbę i szukałam odpowiedniego stroju, do pokoju weszła babcia.
- Czegoś szukasz? - spytała
- Tak. Muszę mieć jakiś tradycyjny strój na ten festyn, ale ja nie mam takiego, ani podobnego do niego.
Babcia strzyknęła palcami i wyszła z pokoju. Po chwili wróciła z pudełkiem.
- Kupiłam Ci go, był ostatnim w sklepie.
Otworzyłam ostrożnie pudełko i ujrzałam to cudo. Nie czekałam długo i od razu się w nim przebrałam. Babcia, dziadek i Emma czekali już na dole. Schodząc ze schodów czułam się jak księżniczka na balu, wszyscy patrzyli w moją stronę. Weszliśmy do samochodu, tym razem to dziadek prowadził. Festyn miał rozpocząć się o 13 i trwać do 16. Dotarliśmy tam na 12 rodzinka musiała trochę poczekać na rozpoczęcie, a ja miałam generalną próbę. Myślałam że i na tą też przyjdzie Louis, ale się nie zjawił, zasmuciło mnie to trochę, ale jak to ja nie dałam po sobie tego poznać. Zaśpiewałam najlepiej jak mogłam i wszyscy mnie pochwalili, ale to opinia innych mieszkańców się liczyła. Pani sołtys przyszła w międzyczasie do mnie i poinformowała mnie o tym, że po mnie śpiewa jeszcze inna dziewczyna - Lidia jakaś polska dziewczyna. Zaskoczona podeszłam do siostry i dziadków i czekałam z nimi na rozpoczęcie festynu.
Nadszedł czas, denerwowałam się jak nigdy wcześniej, a zaraz ja miałam wchodzić na scenę, jego nie było.
- Lea, twoja kolej - krzyknęła pani sołtys
Weszłam za scenę i słyszałam jak pani Ania przedstawia mnie.
Wzięłam głęboki oddech, weszłam na scenę, a zespół zaczął grać. W rytm muzyki zaczęłam śpiewać i w pewnym momencie zobaczyłam go. Stał dalej niż bym chciała, ale przynajmniej przyszedł, ubrany był w czarny garnitur - ogółem był bardzo przystojny. Po skończonej piosence podeszłam do niego mijając grupę osób gratulujących mi występu.
- Cieszę się, że przyszedłeś - ucałowałam go w usta a on odwzajemnił gest.
- Lea, musimy pogadać...
---------------------------------
Za wszystkie błędy jakie zobaczycie - przepraszam
Będę szczera ten odcinek pisałam na 'odwal' chwilowo uciekła ode mnie wena twórcza i nie mam za bardzo głowy do pisania, a jeszcze ten stres z egzaminem - tragedia!
Możecie pisać swoje opinie i te dobre i te złe :D

1 komentarz:

  1. Bez przesady, bardzo ciekawy rozdział :)
    Co do egzaminów, doskonale Cię rozumiem i życzę powodzenia ;3

    Odpręż się troszkę, by wena wróciła i dodawaj kolejny odcinek :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń