czwartek, 3 lipca 2014

Odc. 33

Przygotowania do kolejnej przeprowadzki szły pełną parą, tato musiał nawet przyspieszyć trochę przyjazd ciężarówki bo wyrobiliśmy się w 2 dni. W nowym domu byliśmy w pełni wypakowani jakiś tydzień później z powodu szkoły i pracy, a mama nie mogła sama robić wszystkiego. Do szkoły jak na chwilę obecną nie idę z związku z tą przeprowadzką co tylko 'powiększy' moją zaległą pracę w szkole, ale za to przynajmniej będę miała podane materiały do nauki. Kilka razy spotkałam się z Erickiem, Rebeccą, Frankiem i jeszcze kilkoma innymi znajomymi, bardzo mi pomagają, starają się bym nie była smutna tylko ciągle uśmiechnięta, zawsze im się udaje, to takie głupki, że aż cieszę się że ich poznałam i mam ogromną nadzieję że do końca moich dni będą mogli mi towarzyszyć.
- Lea, wyszłabyś z Adel, trochę źle się czuje.
- Ok, za sekundę, a ty idź się połóż.
- Dziękuję, jesteś kochana. Kocham cię. 
Mama poszła do sypialni a ja zamykając książkę od matmy, zeszłam na dół w poszukiwaniu suczki i smyczy, gdy ją w końcu znalazłam zaczęła się ze mną bawić. Ganiała się po całym parterze, raz spryciara schowała się za kanapą, więc dłuższy czas znaleźć jej nie mogłam, ale dorwałam ją i założyłam jej szelki i trochę zmęczona jej zabawą w końcu wyszliśmy, jeszcze słuchawki na uszy i w drogę do parku. 
Jak zwykłe puściłam ją wolno, od razu podbiegła do innego psa i zaczęła się bawić a ja mogłam położyć się pod dębem i słychać w spokoju muzyki. Oczywiście co parę minut sprawdzałam czy Adel nie postanowiła sobie uciec ale jednak kochana psina po zabawie z tamtym psem wróciła do mnie i leżała przy mnie, dopóki jakiś inny nie przyleciał i znów zaczęła się bawić. 
- Jezu, ile ona ma energii
Taa nie na jak gadanie samej do siebie. 
- Jest jeszcze młoda to normalne. - usłyszałam i natychmiast się zerwała, na szczęście to był Eric.
- Nie strasz człowieka w biały dzień.
- Przepraszam, myślałem że mnie widzisz...
- Siadaj
Chłopak spełnił moje polecenie, po chwili znajdował się obok mnie.
- Więc nadal tu przychodzisz? - spytał
- Tak, ten park jest duży Adel zna już tu kilka psów więc nie muszę się martwić że ją pogryzą.
- A jak tam nowy dom? Podoba się? 
- Tak, jest duży i przestronny, muszę chyba niedługo zrobić parapetówę co nie? Chyba zrobię ją za tydzień
- Koniecznie, tylko wiesz, bez jakiś większych głupstw czy wybryków. 
- Nie no spoko, przecież nikt z dachu skakać nie będzie, dopilnuję tego.
- Wiesz jak coś mogę załatwić kilka procentowych napoi, ale nie musisz się od razu zgadzać, pomyśl tylko.
- Ok, więc jak coś to zadzwonię do ciebie. Jedzenie sama przygotuję w sumie to nie będzie tylko parapetówka, to też będzie zaczęcie życia od nowa, nowy dom, nowe wspomnienia, nowy chłopak...
Chyba zauważyłam kątem oka, że on się uśmiechnął, co sprawiło że i ja uśmiechnęłam się.
- Ok, to ja powiem reszcie i spytam co z tymi „napojami”, jakby co.
- Ok, dzięki. Będziemy w kontakcie. 
- Dobra, to ja już lecę, mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. 
- Pa - na zakończenie naszej rozmowy jak zwykłe puściłam mu uśmiech, a on odmachał mi ręką. 
W parku zostałam jeszcze kilka minut po czym zaczęłam się zbierać do domu, zawołałam Adel, sunia przybiegła od razu, przypięłam jej smycz i szliśmy w naszym kierunku. Nagle niedaleko przed sobą zobaczyłam go, stał z psem, Adel zaczęła ciągnąć się do nich, jednak mocno ją trzymałam, starałam się nie okazywać żadnych emocji więc po chwili kontynuowałam swoją powrotną drogę, chcąc nie chcąc wiedziałam, że muszę przejść koło niego, bo za nim było najbliższe wyjście z parku. Serce waliło mi coraz bardziej gdy byłam bliżej niego, myślałam że stracę panowanie nad sobą i rzucę mu się na szyję, wtedy wszystkie dni zalane łzami i wmawianie sobie że nic do niego nie czuje poszły by na marne. Gdy w końcu to nasze zbliżenie nastąpiło, usłyszałam od niego jedyne ciche "cześć" ale nie odpowiedziałam ani nie odwróciłam się by spojrzeć na niego, po prostu szłam przed siebie z kamienną twarzą. Prawdę mówiąc naprawdę mi jest ciężko, ale jak widać umiem smutek i ból zakryć pod maską uśmiechu, wymuszonego niestety.
- Wróciłam! - wydarłam się na cały dom
- Lea! Lea! Szybko chodź do kuchni! - usłyszałam
Myślałam że komuś coś złego się stało więc bez namysłu ruszyłam do pomieszczenia. 
- Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam...
Na boga kompletnie zapomniałam, że mam dziś urodziny miło jest mieć kogoś kto o nich pamięta. 
- Pamiętaj, przed zdmuchaniem pomyśl życzenie. 
*Chcę by wszystko było tak jak przed wypadkiem*
*chuu*
- Brawo! - krzyczeli - No to teraz czas na prezenty -dodał tato
- Masz - pod sam nos podał mi niedużą różową paczkę - do ode mnie i od mamy.
- Dziękuję
*cmok*
- A to było ode mnie - dodała Emma
- Haha, śmieszne, a gdzie prezent? 
Em zrobiła śmieszną minę, naprawdę uwielbiam się z nią droczyć, zwłaszcza przy rodzicach. 
- No otwórz, ja też chce wiedzieć co ci kupili.
Delikatnie więc odwiązałam niebieską kokardkę, otworzyłam pudełko, a w środku zauważyłam zegarek i wisiorek, ale nie taki zwykły był otwierany i miał miejsce na 4 fotografie oraz mała karteczkę "Zawsze będziemy Cię kochać bez względu jaką decyzję wybierzesz w swoim życiu", z lekkimi łzami w oczach przytuliłam się do nich, zawsze mogłam na nich jak najlepiej polegać, nie byli tylko rodzicami ale i przyjaciółmi, z którymi mogłam porozmawiać na większość tematów, oczywiście czasami złościłam się na nich, ale tylko dlatego że czasem chciałam być sama.
- Dziękuję wam, nawet nie wyobrażacie sobie jak jesteście dla mnie ważni. 
- Domyślamy się, kochanie, dla nas jesteście tak samo ważni i zawsze będziemy was bezgranicznie kochać, do końca świata i jeden dzień dłużej. 
Mama uśmiechnęła się jeszcze bardziej. 
- Czyli po tym przestaniecie nas kochać? - spytała Emma
- Tak się tylko mówi, kotku, będziemy was jeszcze dłużej kochać - odpowiedział jej tata
- A jak twoje samopoczucie? Rano mówiłaś...
- Coś ci dolega? - tato natychmiast zareagował, widać było że się przestraszył. 
- Nic, musiałam tylko jakoś wyciągnąć z domu, żebyś nie zorientowała się co planujemy.
Nic mi nie jest. 
- Aa, mamo, tato, chciałabym za tydzień zrobić imprezę, coś w stylu parapetówki, przyszliby tylko znajomi z klasy. 
- Nie wiem Lea, ja mam pracę, mama musi odpoczywać a Em ma szkołę. 
- Proszę was, tato ty i tak jeździsz często do Berlina pracować, a mama z siostrą mogą pojechać na kilka dni do babci i dziadka. Nic się nie stanie jeśli nie pójdzie do szkoły kilka dni. No proszę
- Lea, pomyślimy nad tym, dobrze a teraz jedzmy.
Posłałam mamie błagalne spojrzenie, jednak ono nie zadziałało, jednak zawsze cień szansy jest, że się zgodzą prawda?
Kilka godzin później najedzeni i uradowani całym tym mini przyjęciem.
- Możecie iść spać, ja posprzątam - powiedziałam do reszty
- No dobrze
Pozmywałam ale tylko dla tego, żeby im się „podlizać”, zrobię teraz prawie wszystko by zgodzili się na te ‘przyjęcie’, czyli mogę się spodziewać, że zaraz będę szła do szkoły, no ale kiedyś trzeba zacząć z powrotem, prawda? Ręce mi już powoli odmawiają posłuszeństwa, dobrze, że jest nas tak mało, jak na razie, co to będzie gdy bliźniaki przyjdą na świat, jedno wiem na pewno, będę musiała się zaopiekować Emmą, bo zmaleje dostarczana jej uwaga przez rodziców, no ale ja już to przechodziłam i umiem sobie z tym poradzić. Teraz pozostał mi tylko prysznic i do wyra.
***
- Adel, zamknij się błagam! Ja chce spać! - powiedziałam a raczej wystękałam a bonus był taki że rzuciłam w nią poduszką, ale ona nie, dalej mi musi szczekać. No nie mogłam już wytrzymać, usiadłam na łóżku gapiąc się na nią
- No kurde psie ty jeden, daj ludziom spać, jest przecież 7 ran… - spojrzenie na zegarek - że co 12?! Nie mogłaś mnie wcześniej obudzić.
Dam sobie głowę uciąć, że przed chwilą była 7, co jest w ogóle. Ni stąd ni zowąd zaczęły mnie dobiegać dźwięk dzwonka do drzwi, chwyciłam tylko koc i zbiegłam na dół.
- Cześć Lea - powiedział Tom
- Hej…co chcesz? - spytałam
- Możemy pogadać, proszę, tylko kilka minut.
Otworzyłam szerzej drzwi, chłopak wszedł, ręką nakierowałam go do kuchni, usiedliśmy przy blacie.
- Słuchaj, mam do ciebie prośbę, ale jestem pewny, że się na nią nie zgodzisz.
- Może jednak, mów.
- Spotkaj się z Billem, proszę
Moje ciało automatycznie wstało z miejsca i odeszło od niego.
- Błagam Cię, on chodzi teraz jak duch, niby jest ale go nie ma, w nocy płacze, ryczy wręcz, boje się o niego, nie chce żeby coś sobie zrobił. Ja już próbowałem wszystkiego, a przynajmniej tak mi się zdaje i żadna pomoc psychologa czy rodziców nie pomogła, na jakiś dłuższy czas. Tak więc jesteś moją ostatnią deską ratunku.
- Ale ty nie rozumiesz, że…
- Ja wiem, że ty ciągle coś do niego czujesz. Dlatego błagam cię, ostatnio zakrył kocem okno i jest u niego ciemno więc jakbyś weszła do jego pokoju, usiadła i nic się nie odzywała, to w połowie by pomogło. Proszę, błagam.
Zrobiło mi się ich, a raczej go żal. Skoro próbował już wszystkiego i nic nie pomogło, Lea nie możesz! Nie idź! Ale on może sobie coś zrobić i wtedy będę miała wyrzuty, że mu nie pomogłam! Nie idź! - widocznie serce każe mi iść, ale rozum podpowiada co innego, ale jak to się mówi „Idź za głosem serca”, może później będę żałowała, a może i nie…
- Ok, to kiedy?
- N..naprawdę? To wspaniale. Najlepiej dzisiaj, teraz nawet jeśli możesz.
- T..teraz? Ale muszę się jakoś przygotować i jeszcze śniadania nie jadłam
- No dobra, to za godzinę, może być? Przyjadę po ciebie, jak coś będę dzwonić.
Tom przytulił mnie i z wielkim uśmiechem na twarzy wyszedł z domu.
Szybko przyrządziłam sobie jakieś śniadanie, następnie cała się wymyłam, co jak muszę wyglądać jak człowiek. Włosy już wysuszone i uczesane "przerobiłam" na warkocz ubrałam jakieś 'normalne' rzeczy i dalej czekałam na telefon od Toma, jednak nie potrzebnie, kilka chwil później przyszedł pod drzwi.
- Gotowa?
- Tak, a ty co tak szybko?
- Widziałem jak kręcisz się przy drzwiach znaczy przez okno widziałem i tam pomyślałem, że jesteś już gotowa.
- To cały czas tu byłeś?
- No tak w samochodzie czekałem. Dość gadania, jedziemy.
Nigdy nie widziałam, żeby Tom aż tak przejmował się Billem, nawet otworzył mi drzwi do samochodu i upewnił czy mam zapięte pasy. Nie jechaliśmy zbyt szybko, chyba chciał, żebym dotarła tam cała.
- Wiesz, gdy byłaś w szpitalu po tym wypadku... i w trakcie tej trasy, napisał piosenkę, powiedział, że na początku wymsknęło mu się kilka słów w szpitalu, ale potem sobie przypomniał i zapisał, powinnaś przeczytać, jeśli da nam do niej dostęp.
On napisał piosenkę o mnie? Ale czy to w ogóle możliwe, jestem bardzo ciekawa o czym jest.
- A jaki ma tytuł?
- Spring nicht
Dziwne, piosenka o tytule nie skacz, jeśli jest w niej coś o mnie to z jednej strony piękne, ale z drugiej jeśli coś złego o mnie napisał to mogę już sobie kopać norę, bo fanki na pewno nie dadzą mi spokoju.
Po 10 minutach byliśmy pod ich domem, miał racje można było zauważyć ciemny materiał, który zakrywa okno od wewnątrz.
- Do waszego domu wprowadzili się już jacyś ludzie, z czwórką dzieci, widziałem dwie bliźniaczki, ale oni jakoś prawie nigdy nie wychodzą, ale bo ja jakoś na nich nie trafiam. - nagle powiedział.
Ich dom był taki sam, jak widziałam go za pierwszym razem, jednak było trochę nieporządku to i tak prezentował się nienagannie, zapach lilii jeszcze bardziej to podkreślał.
- Ok, wejdziesz do jego pokoju, tylko pamiętaj nie odzywaj się zbytnio, posłuchaj co on ma do powiedzenia, zazwyczaj mówi to samo. Gdy już jednak będziesz chciała coś powiedzieć to mów, jak najwięcej i wyraźnie, bo pomyśli jeszcze że jesteś jego wytworem wyobraźni, kilka razy już niby odbierał od ciebie telefony.
- Ale ja do niego ani razu nie dzwoniłam...
- No właśnie. Idź, a i czasem zachowuj się jak ja, by nie nabrał podejrzeń
Krok po kroku Lea, oddychaj spokojnie, zaraz będziesz go widziała jak cokolwiek zobaczysz w tej ciemnicy, oby nie był odwrócony w stronę drzwi, oddychaj głęboko.
Chwyt za klamkę, teraz nie ma odwrotu, weszłam, ciemno jak w grobie, zapach niezbyt miły ale zaczął się mieszać z zapachem lilii z holu.
- Wyjdź, proszę - usłyszałam ochrypły i zmęczony głos
Weszłam już całkiem, drzwi za sobą zamknięte, mój wzrok po kilku chwilach przyzwyczaił się do ciemności, usiadłam na krześle.
- Lea...
================================
Jak się cieszę, że w końcu to napisałam, jakieś 3/4 napisałam w drodze jak odwoziłam Age na lotnisko. Jest teraz na Tajwanie, sooł. Myślę, że teraz się dopiero rozkręcę w pisaniu w końcu mam tyle wolnego czasu. Do już biorę się za kolejny. Wiecie co mi pomaga w pisaniu?? Piosenki Tokio Hotel <33

1 komentarz: